side menu ON side menu OFF

Manager
698 334 585
manager@mezo.pl

photo

WYSZARPANA ŻYCIÓWKA!

Uff… Już po wszystkim! Choć start docelowy w maratonie dopiero za 2 tygodnie w Gdańsku wiem, że wczoraj przeżyłem najbardziej ekscytujący dzień w tym roku i jeden z najciekawszych w życiu. Premiera płyty „ŻYCIÓWKA”, start w poznańskim półmaratonie i koncert na mecie biegu – wszystko skumulowane w jeden piękny, słoneczny poranek 26 marca 2017.

Wczoraj nie miałem ochoty na analizy. Cieszyłem się sukcesem jakim niewątpliwie był cały ten dzień. Po robocie na trasie i scenie tylko jadłem, piłem i popuszczałem pasa. To temat na osobny wpis bo zjadłem myślę, że śmiało z 10 tyś kalorii… W sumie do północy 8 piw i co najmniej proporcjonalna dawka słodyczy. Takiego ssania nie miałem nigdy… Dziś emocje opadły, mogę spokojnie opisać co działo się na trasie i jak podsumowałbym premierę albumu i przyjęcie ŻYCIÓWKI.

17547125_10211966433347023_9182637643831766083_oDzień przed. Próba koncertowa. fot. Jagoda Haloszka

17505390_10211967105563828_6015308942188984637_oPodpisywanie płyt, zdjęcia, autografy fot. Jagoda Haloszka

Już w przeddzień startu miałem dużo na głowie. Na EXPO od godz. 14 spotkanie z Drużyną Szpiku, podpisywanie płyt, zdjęcia, autografy – wszystko bardzo przyjemne, ale jednak męczące. W międzyczasie próba z zespołem, dużo technicznych spraw do dogadania i ludzi do ogarnięcia. Cały czas na telefonie, lekko podenerwowany. Wróciłem do domu ok 19 dosyć zmęczony, a co najgorsze strasznie głodny. Cały czas „w biegu” zapomniałem o jedzeniu… W domu nadrobiłem zaległości, ale czułem, że to nie było wzorowe jedzenie przedstartowe. O 22 położyłem się do łóżka, zasnąłem ok 24.

Wstałem wypoczęty i gotowy! Jadąc autem na start powtarzałem sobie tekst ŻYCIÓWKI jednocześnie dobrze motywując się do walki na trasie. Czułem, że jestem jednak nieco bardziej nerwowy niż zwykle. Rozgrzewka, emocje na starcie, przyjemne słoneczko, poranny chłodek i ruszyliśmy do boju!

Pierwsze kilometry w sporym tłoku nieco chaotyczne i wolne. 3:49, 3:45, 3:45… Moje przelotowe tempo na poziomie życiówki to 3:45/km i to był punkt odniesienia, ale chciałem biec nieco szybciej po 3:42-43 by zbudować zapas, a najlepiej w końcówce jeszcze go powiększyć. Kilometry 4-5 grupa w której biegłem znacznie przyspieszyła. 3:37, 3:37 – poczułem to mocniejsze tempo w nogach, choć nadal byłem świeży. Kolejne płaskie kilometry poszły najsprawniej i najrówniej. 3:40, 3:40, 3:39, 3:44, 3:44 i na 10km zameldowaliśmy się w czasie 37minut. Planowo, dobrze – na prognozowany czas na mecie 18:04.

Zjadłem żel i pomyślałem „no dawać te podbiegi” – sprawdźmy się! 11-14 km cisnęliśmy głównie pod górę ul. Hetmańską – międzyczasy były dobre 3:43, 3:42, 3:47, 3:45 – nie straciliśmy wiele sekund, a najgorsze było za nami. Tak mi się wydawało. No i wtedy zacząłem słabnąć w oczach… Grupa zaczęła mi odjeżdżać, a moje narastające zmęczenie coraz bardziej dawało się we znaki. Wiedziałem już, że końcówki nie przyspieszę. Walczyłem o każdy kilometr, ale tempo ewidentnie leciało. Nie nazwałbym tego ścianą, ale ścianką już tak. 16-17km po płaskim 3:45, 3:46… Jeszcze ok, ale 18km najgorszy 3:52… Złapałem splita i lekko się załamałem. Życiówka zagrożona! Trzeba wziąć się do roboty, bo będzie nie życiówkowy koncert tylko stypa! Były to niestety pobożne życzenia. Zaciskałem już zęby, bardziej pracowałem rękoma i następny kilometr…jeszcze gorzej – 3:56. No to „zbudowałeś sobie dramaturgię” – pomyślałem. Cisnąłem ile mogłem, było mi już źle, ale absolutnie nie było mi wszystko jedno. Wolałbym biec luźno i triumfalnie po swoje, a musiałem wyszarpać tę życiówkę w prawdziwych mękach. 20km w 3:53 – wolno. 1:15:00 na zegarze. Jeśli nie przyspieszę, będzie klęska.

I tu w roli mojego nieoczekiwanego archanioła pojawia się Marcin Kęsy – świetny poznański biegacz z poziomu 2:28 w maratonie. Najpierw słyszę jego głos, nie poznaję postaci, bo nie mam ochoty wchodzić już z nikim w interakcję i patrzę tępo przed siebie. Dyszę jak lokomotywa, cierpię i jestem zdenerwowany, że zaraz zamkną gate do samolotu odlatującego na moje dawno temu zaplanowane wakacje. Marcin biegnie ze mną kilkaset metrów – pokrzykuję jak wielu kibiców na trasie, ale bardziej fachowo. Przypomina o pracy rąk, o oddechu i rytmie. W sumie wszystko to wiem, ale podziałało to na mnie jak ostatni strzał adrenaliny i szarpnąłem mocniej! Kątem oka, w przebłysku świadomości, zerknąłem jeszcze kto to taki pokrzykuje i poczułem jeszcze większy wiatr w żagle czując, że mam wsparcie poznańskiej biegowej elity!

17571104_196826807473804_411408064_oNa ostatnich kilometrach w głowie tylko WALKA! fot. Michał Wlazłowski

Ostatnie 500-600 metrów leciałem rozpaczliwie ul. Grunwaldzką. Czułem, że przyspieszyłem, ale czy to wystarczy? Wleciałem na halę! Wrzawa, tumult, emocje w zenicie! Wolałbym lecieć swobodnie i przybijać ludziom piątki, a musiałem z grymasem na twarzy zafiniszować na maksa. Gdy złapałem kontakt wzrokowy z metą leciałem już jak opętany, zegar przeliczał kolejne sekundy. 1:18:56-57-58 – BANG! Jestem! 300-200-stówka-życiówka! Wyszarpana, ale moja! Widocznie tak miało być! Chwila zamroczenia trwała dłużej niż zazwyczaj, ale po kilku minutach piłem już browarka, byłem szczęśliwy i szykowałem się do koncertu…

IMG_0786300, 200, stówka – Życiówka!!! fot. Przemysław Szyszka

Sam występ to też materiał na osobny wpis. Czysta przyjemność i frajda. Nie przebierałem się. Postanowiłem wystąpić jako jeden z biegaczy zakładając tylko medal. Na żywo przygrywał mi zespół ze wsparciem Dj’Skilla na gramofonach. Wokalnie towarzyszyła mi Ewa Jach, gościnnie pojawił się fenomenalny beat-boxer – Andy, a przy singlowej ŻYCIÓWCE na scenie zaprezentowali się świetni tancerze Kasia i Mateusz, występujący także w teledysku. A ja połowę koncertu zaśpiewałem i zarapowałem z poziomu trasy przybijając piątki biegaczom wpadającym na metę! Wspaniałem przeżycie! Trudno to w ogóle opisać. Trans. Flow.

IMG_0787fot. Adam Ciereszko IMG_6290 IMG_6292IMG_6333 IMG_6385

Po wszystkim jak nietrudno przypuszczać byłem skrajnie zmęczony i w trybie pilnym zacząłem pochłaniać nieopisane stosy jedzenia, popijając głównie piwem.

Analizując swój bieg krytycznie – na pewno to nie był mój dzień na trasie. Powinienem rosnąć z czasem, a gasnąłem. Powodów może być kilka. Pierwszy najbardziej banalny. Nie byłem gotowy na bieg na 1:17-18 i trzeba było zacząć wolniej. Drugi możliwy powód: zbyt obciąłem kalorie robiąc wagę startową w ostatnich tygodniach i po prostu zabrakło mi paliwa. Stąd też przypuszczam tak przeraźliwe ssanie po biegu, jakiego nigdy nie doświadczyłem. Po trzecie mogłem jeszcze odczuwać trochę nieodpowiedzialne z mojej strony 2,5 godzinne (miało być 2 godzinne, ale zabłądziłem na poligonie 🙂 ) długie wybieganie na 6 dni przed startem. Być może zostało mi w nogach i zabrakło świeżości. Zobaczymy za 2 tygodnie! Misja Poznań Półmaraton zakończona! Czas na misję Gdańsk Maraton!

mezo-zyciowka-1000 Okładka płyty „Życiówka”

Na koniec chciałbym serdecznie podziękować za wszystkie miłe słowa odnośnie piosenki i teledysku ŻYCIÓWKA oraz całej płyty, która właśnie wyszła! Można ją kupić pod linkiem –https://www.mymusicshop.pl/pl/p/PREORDER-Mezo-Zyciowka-plyta-z-autografem/1725 polecam! Mam nadzieję, że  taka biegowa muzyka i teksty przydadzą się Wam podczas treningów i zawodów!